Mój Lwów

Do Lwowa wybieraliśmy się już od lat. Ze Zwierzyńca, do którego jeździmy co roku jest blisko. Ciągle jednak coś stało na przeszkodzie…

W tym roku, dodatkowo zachęceni przez będących tam wcześniej znajomych, wcześniej zarezerwowałam dwie noce w najstarszym Hotelu George, mieszczącym się nieopodal Rynku. Pojechaliśmy do Hrebenne. Niestety gigantyczna kolejka, która wcale nie posunęła się do przodu (po godzinie oczekiwania) skutecznie nas zniechęciła. Postanowiliśmy przekroczyć granicę w Budomierzu. Tu sytuacja była troszkę lepsza. Odstać każdy musi. Po trzech godzinach wjechaliśmy na Ukrainę. Droga w stronę Lwowa (około godziny lub nawet więcej) to niekończące się pasmo wielkich dziur na klepisku! Później już trochę lepiej. I trzeba przyznać, że to nie zachęca.

Dotarliśmy jednak cało i bez uszczerbku w aucie. Georg nie ma niestety swojego parkingu. Jest możliwość zostawienia samochodu na oddalonym parkingu strzeżonym, jednak nie zawsze są wolne miejsca. Zaryzykowaliśmy i za namową portiera zaparkowaliśmy na ulicy.(Niektórzy odkręcają tablice rejestracyjne i wkładają za szybę. My zrezygnowaliśmy z tego procederu. I nic nam się przez te dwie doby nie przytrafiło).

Pierwsze, co mnie zdziwiło przy wjeździe to bardzo dużo osób młodych na ulicach. Mimo późnej pory (około 23.00 – a okazało się nazajutrz, że jest tam godzina do przodu, więc była 24.00) otwarte są jeszzce kluby, bary, a wszędzie siedzą grupki ludzi popijając alkoholowe trunki.

Trzeba zaznaczyć, że we Lwowie dobrze zjeść i napić się można na każdym kroku. I to całkiem niedrogo.

Gdzie spać

Lwów oferuje bardzo bogatą bazę noclegową na każdą kieszeń. My od poczatku upatrzyliśmy sobie Georga (z racji historii i lokalizacji). No i w końcu w tym hotelu spali m.in.: Honoré de Balzac, Nikita Chruszczow, Jan Kiepura, Ignacy Jan Paderewski, Józef Piłsudski, Maurice Ravel czy Jean Paul Sartre, a do śniadania przygrywa pianista.

Co robić

Plan nasz był taki, że będzie to wyjazd kulinarno – rozrywkowy więc nie nastawialiśmy się zbytnio na zwiedzanie zabytków. Na naszej liście znalazły się jednak:

– Wysoki Zamek i kopiec Unii Lubelskiej. Na szczyt weszłam jednak sama. Uparłam się, że znajdę tam Ruiny Wysokiego Zamku i tak też się stało. Z zamku pozostało niewiele, a właściwie jedna ściana. Na samym szczycie kopca wybudowano brzydką wieżę telewizyjną, która stanowi jednak znakomity punkt orientacyjny.

– Pomnik Adam Mickiewicza, gotycką Katedrę Łacińską, Teatr Wielki Opery i Baletu

– Rynek. Jego ozdoba są stojące w każdym z narożników studnie z rzeźbami Austriaka Hartmana Witwera. Jest więc Neptun z obciętymi zębami trójzębu ( władzom radzieckim kojarzyły się za bardzo z tryzubem – godłem wolnej Ukrainy), statua Diany, pomnik Adonisa i posag Amfitryty.

W ogóle wokół Rynku skupiona jest większość restauracji, barów i kawiarni. A na samym rynku jest mnóstwo straganów z bibelotami. Można kupić wycieraczki i papier toaletowy z wizerunkiem Putina, wisiorki, figurki, kubki, miseczki, a także lemoniadę i lody.

– Kamienica Czarna. Na Rynku, Anczowskich Lorencowiczów 4. Z racji swojej barwy, którą zawdzięcza ciemnemu piaskowcowi widoczna jest z daleka. Dzisiaj mieści się w niej Lwowskie Muzeum Historyczne.

Nie da się być na Rynku i nie zobaczyć Pałacu Lubomirskich, pięknych kamienic, Kościoła Bernardynów. To wokół Rynku znajduje się dawna dzielnica żydowska i Cerkiew Uspańska. Kościół Dominikanów i Katedra Ormiańska.

– Cmentarz Łyczakowski. Z racji braku czasu (nie chcieliśmy go zwiedzać „na szybko”) zobaczyliśmy tylko fragment z najstarszymi grobowcami z 1786 roku.) Cmentarz jest olbrzymi i warto zarezerwować sobie kilka godzin.

– Pchli Targ na Podwalnej. Dla mnie znakomite i klimatyczne miejsce. Panuje tu klimat starego Lwowa. Wyszperać można stare płyty winylowe (udało mi się za bezcen dostać Davida Bowie), zdjęcia, stare pocztówki, lampy naftowe, figurki Stalina oraz wiele mniej lub bardziej niepotrzebnych rzeczy.

Gdzie jeść i pić

To zdecydowanie dla mnie najciekawszy punkt opisu Lwowa. W mieście jest dosłownie restauracja na restauracji, bar na barze. Nawet na ulicy są miejsca, gdzie można napić się z budki, czy roweru pysznej kawy, znakomitych nalewek, czy piwa.

– Teatr Piwa Prawda – pierwszy znalazł się na liście, bo było to pierwsze miejsce, do którego trafiliśmy. Niestety z racji późnej pory działa już tylko sklepik i udaliśmy się tam następnego dnia po śniadaniu.

Mieści się na Rynku i nie da się go ominąć. Dostaniemy tam kilkanaście rodzajów piw i dobre jedzenie. Często grają zespoły. Miejsca jest sporo ale bywa tłoczno. Piwa mają bardzo ciekawe etykiety i warto kupić znajomym na pamiątkę.

– Pijana Wiśnia. Na rogu Serbskiej. Klimat niczym z Lizbony, gdzie za 1 Euro kupowaliśmy kieliszek ginji (portugalska nalewka w wiśni z mocno nasączonymi wisienkami). Mały lokalik, kilka stoliczków stojących na zewnątrz, dużo ludzi głośno rozprawiających o Lwowie, muzyce. W środku sklep, w którym można zakupić wiśniówkę. Otwarte do bardzo późna. Świetne miejsce. Do chyba północy sprzedają nalewkę w kryształowych kieliszkach. Z nich smakuje wybornie.

– Kumpel. Mieści się za Operą. Spory, znakomicie urządzony dwupiętrowy lokal z pięknym, słonecznym tarasem i sklepikiem na dole. Miejsce z fantastycznym klimatem. Zdecydowanie mój faworyt. Świetne piwa warzone na miejscu, znakomite, galicyjskie jedzenie. To tu skosztujemy świńskich uszu (trochę gumiaste), wędlin wyrabianych we własnej masarni, a wszystko na dodatek oryginalnie podane. Siedząc przy stoliku przy oknie i słuchając starej lwowskiej muzyki przenosimy się w czasy starego Lwowa i zapominamy o świecie.

– Masoch Cafe. Czynne do późna. Ekstrawaganckie miejsce, do którego przed północą ustawiają sie kolejki. My byliśmy koło 2.00 w nocy, więc uniknęliśmy stania. Nazwa pochodzi od austriackiego powieściopisarza Leopolda Rittera von Sacher-Masocha, który urodził się we Lwowie. Bohaterowie jego powieści często byli poniżani seksualnie przez swych partnerów. Mowi się, że zawarł pakt z pewna damą, na mocy którego przez pół roku został jej niewolnikiem. To właśnie od jego nazwiska pochodzi termin masochizm. Klimat jest ciekawy. Czerwone światła, kelnerki ciekawie ubrane z pejczami w rękach, którymi uderzają wchodzących do baru. (I to dość mocno! Warto ubrać długie spodnie). Klienci podobno są biczowani, ale nas to ominęło. Weszliśmy tylko na chwilę, a klimat i tak poczuliśmy na własnych skórach.

– Gazowa Lampa. Kolejny lokal gdzie wchodzi się po bardzo wąskich schodach na kolejne pietra. Na każdym jest bar i kilka stolików. Tak jest w większości lokali we Lwowie. Ma to swój niepowtarzalny klimat. To miejsce poświęcone Ignacemu Łukasiewiczowi i jego odkryciu. I widać to juz od progu, gdzie stoi olbrzymia lampa gazowa oraz pomnik upamiętniający Jana Zeha, współpracownika Łukasiewicza. W każdym miejscu zobaczyć możemy przeróżne gazowe lampy, a jest ich naprawdę niezliczona ilość. Trudno znaleźć powtarzający się model. Szoty (Chemical experyment) podawane są w probówkach, co wygląda bardzo efektownie. Ich ilość – według życzenia:). Jest też jedzenie. Przystawki, które zamówiliśmy były pyszne.

– Hinkalya. Tu czułam się tak, jakby babcia zaprosiła mnie do swojej kuchni na obiad. Pyszne tytułowe chinkali (pierogi z mięsem i bulionem), chaczapuri adżaruli (khachapuri guruli (ciasto w kształcie łódki zapiekane z serem i jajkiem oraz masłem w piecu), pielmieni, bardzo dobre piwo. Ceny przystępne.

– Dom Legend. To miejsce może być śmiało także atrakcją dla dzieci. Tu każda sala na każdym piętrze urządzona jest inaczej. Jest czytelnia, klatka, w której zostaje się zamkniętym. Najlepiej jest jednak na dachu. Stoi tu stary Trabant oraz wąski komin, do którego można wejść i rzucać drobnymi do kapelusza usytuowanego na sąsiednim dachu skrzata. Z dachu góry widać zachód słońca i dachy Lwowa. Jest oczywiście świeże piwo i przekąski.

– Kopalnia Kawy. Lokal mieszczący się na Rynku kusi do wejścia zapachem kawy już od progu. Można się tu napić tego czarnego trunku parzonego na różne sposoby oraz zaopatrzyć się w kawę (różne gatunki), zestawy do parzenia, filiżanki i inne gadżety. Miłe miejsce.

– Manufaktura Czekolady. Raj dla smakoszy czekolady i dzieci. Znakomita czekolada, (jest także kawa). Jest biała, mleczna, gorzka, podawana na różne sposoby. Piliśmy (a właściwie zajadaliśmy łyżeczką) mleczną z migdałami. Rewelacja. Polecam jest też cappuccino z czekoladą. Lokal ma kilka pięter. Na każdym jest sklepik z pralinkami i wyrobami z czekolady. Przeróżne kształty i smaki. Na parterze można podpatrzeć wyrób pralinek, a na tarasie podziwiać Lwów z góry i delektowac się unoszącym się zapachem czekolady.

Komentarze



KONTAKT

Copyright 2020  e-graficy.pl  ©  All Rights Reserved